literature

Dysfunctional family I

Deviation Actions

Gabrych's avatar
By
Published:
1K Views

Literature Text

            Lussuria wielokrotnie nazywał Varię dysfunkcyjną rodziną – i rzeczywiście, na swój dziwny, pokręcony sposób, Varia przypominała nieco rodzinę, choć wyjątkowo patologiczną, gdzie zamiast ciepła i miłości, na porządku dziennym były dzikie wrzaski, mało wyszukane groźby i dręczenie siebie nawzajem. Poprzez wspólne jedzenie kolacji mogli stwarzać pozory kochającej się, idealnej rodzinki, ale nic bardziej mylnego – zbiorowe spożywanie posiłków było tylko kolejną okazją, by komuś dokuczyć, a w efekcie pozabijać się kiedyś nawzajem. Rzeczą jasną jest, że nie każdy miał ochotę konsumować paćkowatą zupę wśród latających noży i ryku Squalo – jednak Fran przez swoją nędzną pozycję nie mógł nic zrobić.
            Siedział zmarkotniały, wybierając z talerza śmierdzące brokuły. Próbował nie zwracać uwagi na zamęt wokoło, co wcale nie było łatwe, szczególnie zważywszy na fakt, że koło jego ucha średnio co pół minuty przelatywał nóż, widelec, kawałek kotleta lub jakiś inny, bliżej nieokreślony obiekt. Przyglądał się kątem oka Belphegorowi, który właśnie postawił swój ciężki bucior na stole, odgrażając się Leviemu, że zaraz odrąbie mu ten pusty, głupi łeb. Co jak co, ale w opinii Frana wszyscy członkowie Varii, poza nim samym i bossem, mieli porządne niedobory inteligencji. Westchnął z rezygnacją i wstał od stołu.
  – Głupia żabo, wracaj tu natychmiast! – Usłyszał, gdy zbliżał się do wyjścia z jadalni. Zatrzymał się gwałtownie, poczuwszy ostrze wbijające się w jego plecy. Machinalnie odwrócił głowę, doskonale wiedząc, czyja to była sprawka. – Nie przypominam sobie, żebym pozwolił ci odejść od stołu – powiedział wyraźnie niezadowolony Belphegor, mierząc sylwetkę Frana pogardliwym spojrzeniem.
  – Przykro mi, Bel-senpai, ale jako żaba – zielonowłosy uśmiechnął się słodko – nie potrafię wytrzymać długo bez wody. Przepraszam. Idę wziąć prysznic. – Zniknął za drzwiami, pozostawiając po sobie jedynie nóż, który z metalicznym brzdękiem znalazł się na podłodze. Belphegor zacisnął zęby. Sytuacja należała do tych codziennych i całkowicie normalnych, jednak wystarczyła, by książę się zdenerwował. Zirytowało go nieposłuszeństwo kouhaia – w końcu nigdy nie należał do ludzi o mocnych nerwach. Gdyby nie Squalo, z całą pewnością rzuciłby się za Franem i zrobiłby w nim tyle dziur, aż ten wykrwawiłby się na śmierć albo umarł ze wstydu, zmuszony paradować po bazie Varii z kolekcją noży wbitych w ciało.
  – Tsk... ! – prychnął Belphegor, czując na ramieniu dłoń Squalo i słysząc z jego ust słowa pocieszenia. Bardzo marne słowa, na dodatek. – Nie mogę uwierzyć, że ta brzydka żaba mnie nie posłuchała. Jeszcze tego pożałuje – mruknął zawistnie, nawet nie kryjąc kiepskiego humoru. W jego głowie już układały się krwawe scenariusze niczym z taniego horroru. On – psychopatyczny morderca, Fran – bezbronna ofiara... Wokół automatycznie rozniosło się głośne „Ushishishi”. Usłyszawszy maniakalny śmiech księcia, Lussuria pokręcił zrezygnowany głową i bezradnie rozłożył ręce. W końcu nie tak powinna wyglądać rodzina.
            Squalo również wydawał się być zaniepokojony tą pełną podniecenia reakcją.
  – Bel, nawet się nie waż tknąć Frana, bo – nawet nie skończył mówić.
  – Bo co? – rzucił wzgardliwie Belphegor. Przymknął lekko powieki i tak niewidoczne spod gęstej grzywy, krzyżując ręce na piersi. Od kiedy to długowłosy dowódca trzymał stronę tej głupiej żaby? Czy ta głupia żaba przypadkiem nie odnosiła się z brakiem szacunku także i do niego? Więc w czym rzecz?
  – Chcesz, żeby Fran powiedział o wszystkim Xanxusowi?
            Dobre pytanie.

            Fran wypełzł spod prysznica dopiero po półgodzinie – i wcale nie dlatego, że wymagały tego jego żabie moce. Przetarł od niechcenia mokre włosy ręcznikiem, po czym stanął przed lustrem i przez dłuższą chwilę wpatrywał się w swoje odbicie. Żałował, że nie mógł policzyć blizn na swoich plecach, ale nawet gdyby, nie zdziwiłby się, jeśli doliczyłby się kilkudziesięciu. „Co ja właściwie tutaj robię?” pomyślał, kręcąc ze zrezygnowaniem głową. Niechlujnie oplótł biały ręcznik wokół bioder i wyszedł z łazienki, nadal zastanawiając się nad swoim miejscem w Varii. Owszem, był zdolny, posiadał odpowiednie umiejętności i nie miał sumienia, ale w końcu stuknęło mu raptem szesnaście lat, a on już znalazł się w mafii. Co więcej, należał do specjalnego składu zabójców. I pomyśleć, że jeszcze niedawno uczęszczał do szkoły jak każdy normalny nastolatek i nałogowo czytał głupawe komiksy o superbohaterach. Teraz zmuszony był ukrywać pod maską fałszywej życzliwości to, jak bardzo nie cierpiał tych wszystkich ludzi, z którymi przyszło mu mieszkać i współpracować. Byli narwani, gwałtowni, brutalni i na swój sposób nienormalni, nie grzeszyli także inteligencją, a on – o zgrozo – musiał odnosić się do nich z szacunkiem. Często się z nimi droczył, zapominając o należytym respekcie, mimo związanego z tym ryzyka. Jako iż nie należeli do szczególnie bystrych i wygadanych, miał nad nimi sporą przewagę w potyczkach słownych. Niestety, zazwyczaj to dla niego kończyły się one nieprzyjemnie – „nożem po flakach”.
            Zatrzymał się przed drzwiami do swojego pokoju, krzywiąc się na sam widok napisu „Pokój Żabki”, wykaligrafowanego przez Belphegora. Z wielką chęcią zerwałby tę głupią kartkę już dawno temu, ale wiedział, że na jej miejscu od razu pojawiłaby się jakaś nowa, ze zdecydowanie gorszą treścią w stylu „Pokój głupiej, małej ropuszki księcia”, a on musiałby ponieść surowe konsekwencje zerwania jej.
            Przez dłuższy moment wahał się, czy powinien wejść do środka. „Bel-senpai jest pewnie zły, że odszedłem do stołu bez jego przyzwolenia, więc pewnie czeka tam na mnie i uśmiecha się w ten swój psychopatyczny sposób” westchnął, niepewnie naciskając na klamkę. Wszedł do pokoju, automatycznie zakrywają się rękoma – na wszelki wypadek, gdyby w jego stronę zaczęły zmierzać jakieś niebezpieczne narzędzia. Nawet instynktownie zacisnął powieki, szykując się na najgorsze, jednak nic się nie stało. Otworzył oczy, zdziwiony tym nienaturalnym spokojem i rozejrzał się wokoło.
  – Bel-senpai?
            Odpowiedziała mu martwa cisza. Niemożliwe było, by Belphegor tak łatwo mu odpuścił, więc Fran spróbował ponownie, tym razem jednak zupełnie inaczej. Tego senpai nie mógłby zignorować.
  – Fałszywy księciu?
            I znów nic, zero reakcji.
  – Niby-geniuszu?
            A jednak, Belphegora zdecydowanie nie było w jego pokoju.


Ciąg dalszy nastąpi lub nie.
Varia fanfikszyn, yay! Nie jestem dobra w fanfickach. >///<


Varia → KHR!
© 2009 - 2024 Gabrych
Comments37
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
wojna99999's avatar
A !
Zapomniałem dodać :3
Bel x Flan <3